poniedziałek, 21 lutego 2011
sobota, 19 lutego 2011
udając małe alarmy ? ;P
Pozostawię bez komentarza xD chłopców poniosło i robili tak jakieś 15 minut. xD
karate kid haha ;D
Oni ciągle ćwiczą to karate w domu ;P Chociaż faktycznie trenuje tylko starszy. Młodszy chodzi na judo, ale chyba bardziej kręci go jednak dyscyplina brata. Fajnie też widzieć, że mimo tego, że się biją to młodszy widzi w starszym wzór, próbuje go naśladować, super :)
czwartek, 10 lutego 2011
pierwsze zwiedzanie :)
Było przezabawnie ;D irlandzkie poczucie humoru odpowiada mi w 100%! ;D
Trochę fotek ;)
Trochę fotek ;)
poniedziałek, 7 lutego 2011
lunch with Noah :)
Nie mogłam patrzeć na to puree ;/ zrobiłam mu ośmiorniczki z parówek i wciął je w trzy sekundy, a potme nawet o dokładkę poprosił (w sumie 6 ośmiorniczek zjadł ;P ) a nad puree siedział pół godziny :( Potem pouczyliśmy się czytać po francusku (jesteśmy na podobnym poziomie xD)
potem odprowadziłam go do szkoły a sama spacerowałam. Miasto o godz 14 śpi ;) Tylko kafejki i kawiarenki pełne ludzi :) ^^
potem odprowadziłam go do szkoły a sama spacerowałam. Miasto o godz 14 śpi ;) Tylko kafejki i kawiarenki pełne ludzi :) ^^
a to nie wiem z jakiej okazji, ale flagi wiszą a wśród nich polska flaga :) Sacha był zafascynowany, że nie wiedział wcześniej co to za flaga, a ja akurat z Polski jestem i mu powiedziałam.
Dzień do tej pory super. Popołudnia mnie przerażają, bo w sumie nie wiem co robić ;/
Tęsknię... <3
niedziela, 6 lutego 2011
boys ^^
Pierwszy poranek za nami. Było nieźle, ale zapewne jeszcze pokażą mi co potrafią ;P Chociaż i tak zdąrzyli zrobić maskarę przy śniadaniu xD wylane pół litra jogurtu, nutella rozsmarowana po stole i ciągłe bieganie za nimi, haha ;D no nabiegam się sporo ;P Może zrzucę to co jem ; / ;P A teraz lecę robić lunch ;P
:)
Drugi dzień za mną. Nie mogę ogarnąć totalnie ich rytmu dnia ;P pobudka o 9:30 śniadanie od 10 do blisko 11, potem coś tam wcinali na mieście, bo dzieciaki były na jakiś urodzinach klubu i w kinie. Kolacja o 20 (jajka na miękko-fuj, frytki, kawior i sałata (nie sałatka ;D )) Pomagałam kłaść spać chłopców (w zasadzie Noah, bo Sacha uczył się czegoś z mamą jeszcze)czytanie książek francuskich na dobranoc idzie mi wspaniale xD tworzę nowy język. Chciałam nauczyć Noah jak są po angielsku zwierzątka z jego książki, ale nie licząc kangaroo, reszta zwierzątek to wedug niego 'łotstat' 'hustat' 'verynice' i tym podobne :P ale liczenie i alfabet przypadło im do gustu. Jutro popróbujemy polski, bo 'dobranoc' bardzo im się spodobało :)
Nie wiedziałam, że moje imie jest takie międzynarodowe ;P otóż okazuje się, że jest bardzo popularne tutaj i chłopcy nie mówią Ula, tylko Ursula ^^ a z tym francuskim 'erh' brzmi to przeuroczo ^^
Wszystko świetne, poza jedną sprawą... ; /
brakiem Ciebie. <3
Nie wiedziałam, że moje imie jest takie międzynarodowe ;P otóż okazuje się, że jest bardzo popularne tutaj i chłopcy nie mówią Ula, tylko Ursula ^^ a z tym francuskim 'erh' brzmi to przeuroczo ^^
Wszystko świetne, poza jedną sprawą... ; /
brakiem Ciebie. <3
Dzień pierwszy :)
5.02 wylądowałam na lotnisku Paris Beauvais. Lotnisko maleńkie, jeden terminal, szybko znalazłam swój bagaż na taśmie i pobiegłam szukać autobusu do centrum Paryża (lotnisko znajduję się 85km od centrum). Oczywiście pierwszy spytany o drogę mężczyzna nie mówił po angielsku, na szczęście był miły i mnie zaprowadził na przystanek. W samolocie emocje były duże więc nie spałam ani sekundy, natomiast ponad godzinę jazdy autobusem przespałam w całości. Potem trochę stresu, bo nikt na mnie nie czekał. Po pół godziny bez żadnego kontaktu wystraszyłam się konkretnie, na szczęście ciemnoskórzy francuscy taksówkarze okazali się przemili i jeden z nich zadzwonił ze swojego telefonu do Geraldine i wytłumaczył jej jak dojechać na miejsce, gdzie czekam (okazało się, że ona czekała na innym przystanku). Zdąrzyłam trochę opowiedzieć o Polsce moim pierwszym znajomym (jeden stwierdził, że już mam rodzinę we Francji jak coś ;P )i zaraz przyjechała G. ze swoim ojcem. Myślałam, że jest to taksówkarz i chciałam uciec jak dawał mi buzi w policzek ;P Okazało się, że to nie tylko jej tata, ale rónież pełnoetatowy GPS, G. nie potrafiła trafić z centrum miasta do swojego domu (zawracaliśmy dwa razy ;O ). Jechaliśmy samochodem ok.20minut, okolica jest piękna! Typowe francuskie domki, szkoły i kościoły niesamowicie klimatyczne. Ah pięknie! :) Nie mogę się doczekać spaceru po okolicy. Wracając jednak do samych wydarzeń. Dzieciakom nie spieszyło się z powitaniem, jednak 19 dziewczyn przede mną sprawiło, że dla nich nowa osoba w domu to codzienność. Gdy już zeszli dostałam od każdego po buziaku w policzek, przedstawili się (dalej nie rozróżniam chłopców ; / ) i uciekli się bawić. Potem poznałam Davida, czyli tatę. Na obiad przyszła dwójka znajomych rodziców. Obiad świetny xD szampan, paluszki, chrupki, a jako danie główne makaron, parmezan, pieczarki, kotlet hamburgerowy z sadzonym jajkiem i oczywiście bagietki prosto z pieca ;) Pyycha ;D
Pobawiłam się chwilę z chłopcami i poszłam spać, bo to jednak sporo emocji jak na jeden dzień.
:)
Pobawiłam się chwilę z chłopcami i poszłam spać, bo to jednak sporo emocji jak na jeden dzień.
:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)